Wiara jest bezgraniczną ufnością w Bogu. Jest ona źródłem uzdrawiania człowieka. Ponieważ w swoim strapieniu zwracamy się do Jezusa i ponieważ Jemu ufamy, On może nam pomóc i uzdrowić nas. Jezus budził zaufanie u osób spotkanych, dlatego one znajdował odwagę, by zwracać się do Niego o pomoc. Czytając opisy uzdrowień dokonanych przez Jezusa, możemy również, w oparciu o naszą bezgraniczną ufność, zostać uzdrowieni. Możemy wyobrażać sobie, czytając opisy uzdrowień, jak przychodzimy ze swymi ranami do Jezusa i prosimy Go, aby nas pocieszył i uzdrowił. Mamy podstawę, aby ufać, że wtedy, gdy czytamy te opowieści, Jezus jest blisko nas.
Biblijne wydarzenia pragną nas zachęcić do tego, byśmy przyjrzeli się naszym zranieniom i naszym chorobom i pokazali je Jezusowi, aby On dzisiaj dotknął nas tak samo, jak owych ludzi, i skierował do nas uzdrawiające i dodające otuchy słowa. Opowieści o uzdrowieniach odsłaniają nam kolejno nasze własne udręki i choroby. W Eucharystii możemy odtwarzać różne spotkania związane z uzdrowieniem. To ja jestem tym człowiekiem opętanym, rozdartym wewnętrznie, pełnym agresji i jadowitych uczuć. To ja doświadczam siebie jako człowieka, którego nie można zaakceptować, chaotycznego, opanowanego przez tysiące nieposkładanych myśli. Ale pomimo to przystępując do Komunii podbiegam do Jezusa, wyciągam dłoń. Komunia pozwala mi zaakceptować siebie, chociaż wydaję się sobie tego niegodny. Kiedy w spotkaniu z Jezusem dowiaduję się, że On mnie bez zastrzeżeń akceptuje, w ciele, ze wszystkimi zmysłami, którymi siebie niszczę, to, co mnie przerażało wychodzi ze mnie i mogę inaczej postrzegać moje życie. Doświadczyłem ufności Jezusa we mnie, dlatego sam siebie przyjmuję.
W czasie Komunii, podchodząc do Jezusa, zrzucamy z siebie płaszcz, czyli rolę, jaką gramy pośród najbliższych, wszystko to, co nas osłania i zasłania. Podchodzimy do Niego niczym niechronieni, bezbronni. On nas pyta, czego naprawdę chcemy. Możemy stanąć wobec rzeczywistości i stawić jej czoło tylko dlatego, że Jezus bierze nas za rękę i pokazuje, że rzeczywistość bywa okrutna, ale wszędzie Ja jestem, również w niej, aby cię wspierać. Trzymani za rękę przez Jezusa mamy odwagę i siłę spojrzeć w oczy naszemu życiu i temu, co nas w nim otacza.
Eucharystia wprowadza nas w zaufanie do Jezusa (związane z konkretnymi uzdrowieniami),jak z naszymi udrękami i troskami możemy w niej spotkać Jego i dzięki wierze zostać przez Niego uzdrowieni. Wiara jako ufność daje nam pewność, że ze wszystkimi problemami możemy przyjść do Jezusa. Spotykając Go odczuwamy, że nie ma takiej sytuacji, w której On nas by nie wspierał. Ufność w Bogu nie jest gwarancją tego, że nie zachorujemy, że nie wpadniemy w głęboką depresję, że nie doznamy nieszczęśliwego wypadku, że nie poniesiemy klęski. Daje nam jednak pewność, że nic nie może nam wyrządzić prawdziwej szkody, nic złego nie może nas spotkać w głębi naszej istoty, ponieważ we wszystkich niebezpieczeństwach, w każdej chorobie i w każdym niepowodzeniu jesteśmy podtrzymywani przez kochające dłonie Boga i On obróci wszystko na nasze dobro. Ta ufność uwalnia nas od lęku przed przyszłością, daje nam spokój i wewnętrzną pewność.
Wiara jako ufność odciąża nas w naszej pracy i w sferze odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa. Moją pracę przekazuję Bogu i wierzę, że On użyje jej dla tworzenia dobra. Ja sam nie mogę sprawić, by ona przyniosła dobry rezultat, by wszystkie moje decyzje były słuszne. Gdybym się zamartwiał myśląc o ewentualnych konsekwencjach mojej pracy czy moich decyzji, byłbym ciągle niespokojny. Wiara zdejmuje z nas ciężary, jakie pojawiają się na nas w postaci odpowiedzialności za innych. Jeśli rodzice uważają, że to wyłącznie oni są odpowiedzialni w pełni za właściwy rozwój swoich dzieci, to żyją w nieustannym lęku, że będą się one rozwijać niezgodnie z ich wolą, że przejmą ich wady, że będą ulegać negatywnym wpływom. Nie mają oni żadnej gwarancji, że pomimo religijnego wychowania dzieci będą chodzić do kościoła i zachowają wiarę. Wolno im jednak mieć ufność, że zawsze będą w kochających rękach Boga i że Bóg poprowadzi je właściwymi drogami.
Elementarne lęki człowieka mogą być przezwyciężone tylko w wierze. Pierwszy rodzaj lęku jest charakterystyczny dla człowieka histerycznego. Jest to lęk przed niepewnością ludzkiej egzystencji. Człowiek stara się go przezwyciężyć, chwytając się mocno wielu różnych rzeczy: posiadania, sukcesu, przede wszystkim zaś innych ludzi. Uczepia się kurczowo jakiegoś kochanego człowieka i oczekuje od niego absolutnego oparcia, absolutnego poczucia bezpieczeństwa. Na skutek tego popada w głębszy lęk, czuje bowiem, że nikt takiego absolutnego oparcia nie może mu dać: każdy jest śmiertelny, każdy ma swoje słabości. Absolutne poczucie bezpieczeństwa może dać nam tylko Bóg. To On nas wspiera i podtrzymuje. Z Jego ochraniających i kochających ramion nigdy nie wypadniemy. To On zaspokaja naszą tęsknotę za absolutnym oparciem, którego człowiek może być dla nas tylko znakiem.
Drugim rodzajem jest lęk człowieka opanowanego obsesją. Jest to lęk spowodowany poczuciem braku wartości istnienia. Lęk ten stara się człowiek przezwyciężyć, próbując dowieść sobie sam swojej wartości przez intensywną pracę, przez coraz to większe osiągnięcia, oraz przez skrupulatne wypełnianie wszystkich obowiązków religijnych. Chce sobie samemu i innym, a nawet samemu Bogu, udowodnić swoją wartość, zwrócić w ten sposób na siebie uwagę, aby już dla nikogo nie być niezauważalnym. Chce tak sumiennie wypełniać swój obowiązek wobec Boga, by Jemu nie pozostało nic innego, jak jego nagrodzić.
Przy największym nawet wysiłku nie jesteśmy w stanie pokonać lęku przed poczuciem braku wartości. Przeciwnie, czujemy, że nasze sukcesy wcale nas do innych nie zbliżają. I dostrzegamy, że nigdy nie zdołamy spełnić stawianego sobie wymagania, by zawsze być doskonałym i zawsze lepszym od innych. Tak więc zmuszamy się do maksymalnych osiągnięć i jesteśmy poddani ustawicznej presji. Żyjemy w nieustannym napięciu. A przecież lęk przed poczuciem własnej bezwartościowości możemy przezwyciężyć tylko przez wiarę. Wiara uczy, że w oczach Boga mamy wielką wartość przez sam fakt istnienia, tak wielką wartość, że Chrystus za nas umarł, że Bóg się o nas troszczy, że nawet w nas zamieszkał.
Trzecim rodzajem jest lęk człowieka ogarniętego depresją. Jest to lęk spowodowany świadomością, że istnienie ludzkie jest nierozłącznie związane z winą. Człowiek ma poczucie, że przez samo swoje istnienie został obarczony winą. I nieustannie przeprasza za to, że w ogóle żyje, że kradnie innym czas, że odbiera im przestrzeń konieczną do życia, powietrze potrzebne do oddychania. Albo też próbuje zdusić ten lęk przez nadgorliwość w okazywaniu swojej użyteczności dla innych. Ale i to się nie udaje. Człowiek daje z siebie wszystko, a w pewnej chwili już nie może więcej i czuje, że przegapił całe życie. Aby spłacić winę za swoje istnienie, rozminął się ze swoim życiem. Tak więc jest całkowicie pusty i wyczerpany. Również od tego lęku może nas uwolnić tylko wiara, wiara, że żyjemy dzięki łasce, że żyjemy, ponieważ Bóg chciał naszego istnienia i z miłości nas stworzył. Wierzymy, że Bóg nas kocha, że ma dla nas czas, że cieszy się z naszego istnienia. To doświadczenie wiary uwalnia nas od wszelkiego lęku i od niepotrzebnego poczucia winy, które nas niszczy. Kiedy pojawia się paraliżujące poczucie winy, pomocą mogą być słowa z Pierwszego Listu św. Jana: „Jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko” (1 J 3,20).
Ostatnim rodzajem jest lęk człowieka schizoidalnego, który obawia się tysiąca rzeczy, jakie mu zagrażają. Boi się ciemnej piwnicy, lęk przed zatrutym pożywieniem, przed włamywaczami, przed nieszczęśliwym wypadkiem. Do pewnego stopnia lęki te są czymś normalnym, u wielu ludzi przyjmują jednak formę wyolbrzymioną. Również od nich uwalnia nas wiara. Pokazuje nam, że nic nie może się nam stać. Pokazuje, że śmierć, stojącą za wszystkimi zagrożeniami, już przezwyciężyliśmy, że żyjemy już poza progiem. Ponieważ przez chrzest uczestniczymy w życiu wiecznym, również śmierć nie może nas już oddzielić od Boga. Może na tylko głębiej w Nim zanurzyć. Ponieważ mieszkamy już w Bogu, nikt już nie jest w stanie zburzyć naszego domu.
Jak dorastać do ufności? Przez medytację, gdy będziemy świadomie wmyślać się w spotkanie z Jezusem. Wiary nie można sobie wmówić. Medytacja nad biblijnymi historiami uzdrowień pozwala wzrastać w wierze.