Dla człowieka dzisiejszego pobożność jest wiernym wypełnianiem praktyk religijnych, zredukowanych najczęściej do samych ćwiczeń pobożnościowych. W Biblii rozumienie pobożności jest bardziej rozległe: obejmuje ono także relacje jednych ludzi do drugich. Terminem pobożność w Starym Testamencie określa się na pierwszym miejscu wzajemne stosunki rodziców, przyjaciół, sprzymierzeńców. Jest to przywiązanie jednych ludzi do drugich i łącząca się z tym wzajemna pomoc, konkretna i wierna. Pobożność przejawia się na zewnątrz w pewnych aktach. Pobożność zawsze wiąże się, czy też występuje łącznie z wiernością. Wierność bowiem jest tą postawą człowieka, bez której dobroć dochodząca do głosu w pobożności, nie byłaby doskonała. Istota pobożności sprowadza się do współczującej dobroci człowieka.
Pobożność wiąże się w Starym Testamencie ze sprawiedliwością, z miłością i pokorą. Pobożność nie polega na zewnętrznych obrzędach, ale na miłości, która ją ożywia i jest nierozłącznie związana ze sprawiedliwością i z wiernością Prawu. Bóg daje się nam jako wzór miłości i sprawiedliwości. Kult który składają Bogu ludzie pobożni, przejawia się w uwielbieniu Boga za Jego miłość. Ten kult będzie przyjęty przez Boga tylko wtedy, kiedy mu będzie towarzyszyć wiara. Bóg obdarza mądrością ludzi pobożnych, którzy nie oddzielają kultu od miłości i korzystają ze wszystkich dóbr stworzonych przez Boga. Prawdziwa pobożność to ta, w której człowiek walczy w obronie swej wiary aż do śmierci. Jest ona silniejsza w nim od wszystkiego.
Chrystus jest „pobożny” w pełnym tego słowa znaczeniu. Jego synowska miłość kazała Mu wypełniać we wszystkim wolę Boga, Jego Ojca. Ona sprawiła, że Syn składa Ojcu cześć doskonałą. Ona jest dla naszego Pana natchnieniem do żarliwej modlitwy w chwili konania. Dzięki niej zdobywa się On również na bolesną ofiarę, przez którą dokonuje naszego uświęcenia. Stał się w ten sposób potrzebnym nam, pobożnym Arcykapłanem, został wysłuchany przez Boga „dzięki swej czci uległej”. Dlatego misterium Chrystusa nazywa się inaczej „tajemnicą pobożności”: w niej miłość Boga urzeczywistnia swój plan zbawienia; w niej pobożność chrześcijańska ma swoje źródło i wzór.
Bóg znajdował upodobanie w ludziach, którzy przez swoje modlitwy i jałmużnę, ożywiani prawdziwą bojaźnią Bożą, uczestniczyli w sprawowaniu kultu Bożego i w przestrzeganiu sprawiedliwości. Do takich należał starzec Symeon, ludzie, którzy przybyli do Jerozolimy na Zielone Święta, setnik Korneliusz. Tego rodzaju pobożność została odnowiona przez Jezusa i przez dar Ducha Świętego. W Dziejach Apostolskich spotykamy niektórych spośród pobożnych, jak np. Ananiasz lub chrześcijanie, którzy przybyli pogrzebać Szczepana. Według wypowiedzi Św. Pawła ich kult Boga jest ożywiany duchem dziecięctwa Bożego, a ich sprawiedliwość – to sprawiedliwość wypływająca z wiary czynnej przez miłość. Jest to pobożność nowego człowieka, prawdziwa chrześcijańska pobożność przeciwstawiana przez Św. Pawła pustym praktykom pobożności fałszywej i czysto ludzkiej. Dzięki takiej pobożności sprawujemy kult miły Bogu we czci i w bojaźni.
Pobożność należy do cnót fundamentalnych pasterza, czyli człowieka Bożego. Jest ona jednak również potrzebna każdemu chrześcijaninowi. Podkreślić można dwie charakterystyczne cechy tej pobożności: po pierwsze jest ona absolutnie wolna od przywiązania do pieniądza; w przeciwieństwie do pobożności fałszywej, pragnącej zysków – ona poprzestaje na tym, co konieczne, a za najwyższą korzyść uważa wolność od żądzy posiadania. Po drugie, pobożność prawdziwa jest źródłem sił, potrzebnych do znoszenia prześladowań, będących częścią cierpień, których przykładem znoszenia jest miłość Chrystusa. Bez tego wyrzeczenia się, bez tak rozumianej wytrwałości mamy do czynienia jedynie z pozorami pobożności. Prawdziwie pobożnym przyrzekł Bóg swoją pomoc w doświadczeniach i życie wieczne w przyszłości. W ten sposób rozumiana pobożność jest ostatecznie synonimem życia chrześcijańskiego z wszystkimi jego wymaganiami, aby odpowiedzieć na miłość Temu, który sam jeden jest Święty.
Dar pobożności jest jednym z trzech darów, które doskonalą naturalne możliwości ludzkiej woli. Doskonalenie to dotyczy naszych relacji do Boga oraz innych ludzi. Bezpośrednim i najważniejszym skutkiem oddziaływania tego daru na wolę ludzką jest gotowość do oddawania czci Bogu. Pośrednio dar pobożności wpływa także na umysł ludzki, ułatwiając mu dojście do przekonania, że Bóg jest godzien najwyższej czci. Dar pobożności doskonali również cnotę religijności, a co za tym idzie, także sprawiedliwości, której cnota religijności jest podporządkowana. Jak najwyższą formą sprawiedliwości jest cnota religijności, tak postacią najbardziej wzniosłą religijności jest dar pobożności. Dzięki darowi pobożności jest w nas głębokie przeświadczenie o potrzebie okazywania czci Bogu, ponieważ Bóg jest naszym Ojcem. I właśnie pod tym względem dar pobożności różni się od cnoty religijności, która też, co prawda, skłania nas do oddawania czci Bogu, ale każe w Nim widzieć Stwórcę świata i Pana wszechrzeczy.
Najwyraźniej do tego daru nawiązuje św. Paweł, kiedy mówi: „Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążać w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze! Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi”. Przeświadczenie, że Bóg jest Ojcem wszystkich ludzi wywiera bezpośredni wpływ na kształtowanie się stosunków międzyludzkich: jeżeli Bóg jest Ojcem wszystkich ludzi, to ludzie są sobie braćmi. Dar pobożności ułatwia nam zatem okazywanie szacunku i życzliwości innym ludziom, a zwłaszcza świętym, z którymi winniśmy czuć się szczególnie związani. Nasza cześć dla nich jest jednak umotywowana głównie tym, że święci są swoistym odbiciem doskonałości samego Boga. Z tego względu dar pobożności ułatwia nam tak bardzo kult Matki Najświętszej. Pośrednio odnosi się to także do Kościoła jako Matki wszystkich wierzących.
To właśnie dar pobożności czyni wolę ludzką bardziej łagodną, opanowaną i cichą. Dar ten łączy się zazwyczaj z błogosławieństwem, obiecanym ludziom cichym, nie szukającym rozgłosu. Św. Tomaszowi dar ten kojarzy się z błogosławieństwem czwartym – „którzy łakną i pragną sprawiedliwości” i piątym – „którzy są miłosierni”. Ludzie pozbawieni daru pobożności są: „samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy”.
Dar pobożności jest szczególnie potrzebny każdemu chrześcijaninowi do właściwego wypełniania jego obowiązków wobec Boga i zajmowania właściwej postawy wobec ludzi, od których jesteśmy zależni, we właściwym rozumieniu tego słowa. Bez daru pobożności modlitwa byłaby nieznośnym ciężarem, natomiast wszystkie doświadczenia życiowe – ślepym, niezrozumiałym nękaniem człowieka. Posiadaniu i rozwojowi daru pobożności sprzyja częste rozważanie tekstów biblijnych mówiących o ojcowskiej dobroci i miłosierdziu Boga. Pomocne są także w tym względzie ćwiczenia ascetyczne mające na celu utrzymywanie się w ustawicznym kontakcie z Bogiem, co sprawia, że całe nasze życie ma charakter modlitewny. Dlatego wierny uczeń Pawła, Tymoteusz, otrzymuje polecenie: „Sam zaś ćwicz się w pobożności! … pobożność przydatna jest do wszystkiego, mając zapewnienie życia obecnego i tego, które ma nadejść”. Siłę przyciągającą i mobilizującą zarazem posiadają przykłady świętych, odznaczających się szczególną dobrocią i łagodnością, jak np. św. Teresa od Dzieciątka Jezus, św. Stanisław Kostka, św. Franciszek z Asyżu i wielu innych.
Nowe życie, którego Duch Święty udziela wierzącym, stanowi źródło i podstawę zobowiązania chrześcijanina do takiego życia, jakie odpowiada działaniu Ducha Świętego, Jego zamiarom i udzielanym natchnieniom. Jest to zobowiązanie do życia „według Ducha”. To życie prowadzi do pełni usprawiedliwienia i do osiągnięcia jego owoców, wyrasta z wiary i wyraża się w uczynkach miłości. Wymagania życia według Ducha – określają autentycznie moralność chrześcijańską. Nie jest to moralność zachowania prawa i normy, choć polega na szczególnej wierności wobec normy, jaką dla dzieci Bożych jest działanie Ducha Świętego. Chrześcijanie mają żyć i postępować według Ducha. Wypełniają oni prawo Boże działając pod natchnieniem Ducha i poddając się Jego kierownictwu w radości i pełnej wolności.
Podstawowym zatem wymaganiem życia według daru pobożności jest „uduchowienie”, to znaczy poddanie się Duchowi i wyzbycie „cielesnej” postawy oraz „cielesnego” sposobu myślenia. Życie według daru pobożności określa uległość wobec Ducha Świętego. Natomiast brak otwarcia się i brak gotowości na przyjęcie łaski oraz jej wymagań – to głuchota i nieczułość wobec natchnień Ducha oraz jego „gaszenie”. Wszystko, co w życiu chrześcijanina jest wyłącznie „świeckie”, to znaczy sprzeczne z otrzymaną na chrzcie konsekracją, obraża i „zasmuca” Ducha Świętego, którego działanie zmierza właśnie do tego, by całe życie chrześcijanina zostało uświęcone. Bowiem dar pobożności, jak każdy inny z darów Ducha Bożego, prowadzi człowieka do upodobnienia wobec Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości.
Życie w Duchu Świętym jest przede wszystkim usilnym staraniem się o zachowanie miłości i o jej wzrost. Miłość wzbudzana przez Ducha w darze pobożności, rodzi szczególną formę posłuszeństwa i poddania. Miłość sprawia, że przyjmuje się wolę umiłowanego jak własną, wolę Boga jak przedmiot własnych dążeń i pragnień. Również wobec bliźnich stajemy się dobrowolnie „niewolnikami”. Zachowując w pełni swą wolność, z miłości służymy sobie wzajemnie. Duch Święty w darze pobożności proponuje nam zależność, która przynosi owoc, jakim jest: „ …miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”.
Dar pobożności objawia się w posłuszeństwie człowieka Bogu samemu. Najpełniej oddajemy cześć Bogu słuchając Go wypełniając to, co jest Jego wolą. Pobożność człowieka zatem wyraża się w posłuszeństwie i słuchaniu Ducha Świętego, który nam wszystko przypomina i uczy nas tego, co objawił Jezus Chrystus. Te wartości szczególnie ujawniły się w życiu Abrahama: „Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc dokąd idzie”. Możemy sobie wyobrazić Abrahama, który pokonuje pierwszy odcinek swojej wędrówki, zupełnie nie zdając sobie sprawy, dokąd podąża. Jaki nawał wątpliwości musiał ogarnąć jego umysł? Z całą pewnością nie było mu łatwo odpowiedzieć na pytania w rodzaju: Kto mnie do tego zmusza? Czy to naprawdę jest słuszne? Dlaczego nie pozostałem tam, gdzie byłem?
Pobożność człowieka, a tym samym jego posłuszeństwo Bogu, nie wyczerpuje się w jednym akcie; przeciwnie, jest ono raczej początkiem walki przeciwko wszystkim świadomym pokusom nieposłuszeństwa, samowystarczalności, zarozumiałości, myśli typowych dla człowieka cielesnego. Pobożność wymaga pokonania tego wszystkiego, co składa się na nieposłuszeństwo umysłu: nieuporządkowane i zakłócające drogę wiary myśli, które są jej przeciwne, ośmieszają ją, podważają jej sens, chciałyby tłumaczyć ją inaczej, zarzucają ją pytaniami.
Nieporządek umysłu jest stałym stanem naszego istnienia, nawet jeśli się tego nie zauważa. A zauważa się, gdy chcemy się uciszyć, kiedy zaczynamy się regularnie modlić: wówczas właśnie nachodzą nas niepotrzebne, próżne i nieuporządkowane myśli, a walka z nimi może stać się prawdziwym ukrytym męczeństwem, prawdziwą pokutą, równą wielu pokutom zewnętrznym. Jest to zarazem warunek zdrowia psychicznego, gdyż ten, kto potrafi zapanować nad światem fantazji, uczuć, pragnień, lęków, uprzedzeń, ucieczki w przyszłość i tęsknot – ten osiągnie zdrowie wewnętrzne. W przeciwnym razie człowiek ciągle podlega różnym wewnętrznym poruszeniom, w których nie jest w stanie się zorientować i ciągle podlega zmianie humoru i reaguje w sposób, z którego nawet nie zdaje sobie sprawy.
Walka przeciw nieporządkowi umysłu jest jednym z najważniejszych zajęć dla każdego, kto pragnie przyjąć dar pobożności, a przez to być posłusznym Bogu i chce się powierzyć Jego działaniu. Zauważamy zatem, że nieposłuszeństwo umysłu jest określoną nie dyspozycyjnością wewnętrzną człowieka, istotnym brakiem uniemożliwiającym przyjęcie daru pobożności, albo też posługiwanie tym darem Ducha Świętego. Wielu ludzi jest rozproszonych, nachodzą ich różne myśli, które choć nie przeciwstawiają się bezpośrednio posłuszeństwu umysłu, to jednak zawsze są zdolne umniejszyć siłę ducha. Jednakże niekiedy przychodzą takie myśli, które są wyraźnie skierowane przeciw posłuszeństwu wiary, a dzieje się to w sposób ukryty i nie wprost. Starotestamentalny Hiob jest żywym przykładem takich myśli. Jego przyjaciele w swoich mowach dają wyraz wielości różnych myśli, a niektóre spośród nich prowadzą do nieposłuszeństwa.
My także doświadczamy takich myśli: oto chociażby te, które prowadzą nas do buntu wobec naszej sytuacji: brak akceptacji siebie, wyglądu fizycznego, rodziny, własnej życiowej historii, brak akceptacji wspólnoty w której żyjemy. Jeśli śnimy i marzymy o nierzeczywistych warunkach, przeszkadza nam to kochać, służyć, przyczyniać się do poprawy środowiska w którym żyję, pracuję, odpoczywam, gdyż umykają mojej uwadze rzeczywiste uwarunkowania. Wymieńmy jeszcze brak akceptacji swojej grzeszności, nie przyjmowanie do wiadomości, że się popełniło błędy. Ileż razy dręczy nas konieczność samo usprawiedliwiania się; gdy jesteśmy krytykowani, słusznie, czy nie, powstaje w naszym umyśle cała teoria samousprawiedliwienia i tysiące razy przeżywamy daną sytuację, by powiedzieć sobie, że to inni nas nie zrozumieli i że to my mamy rację.
Hiob wskazał nam uwagę na niebezpieczeństwo związane z brakiem akceptacji faktu niewiedzy o tym, kim naprawdę jesteśmy i czy jesteśmy sprawiedliwi, czy nie; niebezpieczeństwo związane z potrzebą określenia siebie, zrozumienia własnych korzeni. Hiob przyjmuje Boga, i to jest jego wielkim aktem pobożności, niemniej jednak umysł Hioba podlega ciągłej pokusie, by Boga odrzucić, aż do pokusy rozpaczy, a nawet do pokusy poddania się, w sensie negatywnym: w nic już nie wierzę, niczego już nie przyjmuję, już mi się niczego nie chce. Istnieje pewien ciąg myśli: zasadniczo pojawiają się one jako zupełnie niewinne, zajmują pierwsze godziny poranne, przy przebudzeniu, nachodzą nas w czasie, gdy nie mamy zbyt dużo zajęć, i nagle atakują nasz umysł w taki sposób, że z chwilą, gdy wracamy do naszych zajęć, czujemy się smutni, słabi, zupełnie nie zdający sobie sprawy, dlaczego tak się dzieje. A tymczasem nie trzymaliśmy naszych myśli wystarczająco w ryzach, nie wygasiliśmy ich; i w taki oto sposób różne formy entuzjazmu czy rozżalenia, oczarowania czy depresji, porywu złości na siebie albo na innych ludzi w sposób nieświadomy weszły do naszego wnętrza, a my to pielęgnowaliśmy.
Moglibyśmy również mówić o fantazjach uczuciowych, pragnieniach, wyobrażeniach, które niekiedy podstępnie wkradają się do naszej duszy, pozostawiając nas w pewnej chwili z pustą w głowie, niechętnych do modlitwy, do uprzejmości, do sprawiedliwości, do przebaczania. Co zatem robić w takiej sytuacji? Uciąć odważnie nawał myśli, powtarzając tę decyzję i tysiąc razy. Jeśli tylko dostrzegamy, że nie są to myśli pozytywne, nawet jeżeli wydają się nam racjonalne; jeśli dostrzegamy, że osłabiają umysł – to trzeba je natychmiast uciąć. Wiele osób, gdyby uczyniło to we właściwym momencie, zaoszczędziłoby sobie wyczerpania nerwowego, zgorzknienia, rozżalenia, wielu trudów, a tym samym utraty daru pobożności. Ta wewnętrzna decyzja człowieka jest niezmiernie ważna.
Zaangażować się w całej pełni w to, co czynię, zaangażuj również zmysły. Nie pozwolić, by opanowały nas pasożytnicze myśli, które chciałyby poprzez rozżalenia i pretensje, lęki i przygnębienie zdominować nasze działania. Modlitwa Jezusa, niezwykle pomocna, polega na przeniesieniu umysłu do serca, czyli na powstrzymaniu umysłu, by nie błąkał się po bezdrożach różnych myśli, skupiając go całkowicie i z pełnym uczuciem na osobie Jezusa. Możemy także modlić się na różańcu. Jeśli jest on dobrze odmawiany, prowadzi do uspokojenia umysłu skupiając go na pewnych słowach i przeżyciach o podstawowym znaczeniu. Podobnie Droga Krzyżowa, która wzbudza współczucie dla Jezusa; podobnie akty strzeliste i słowa psalmów, powtarzane wielokrotnie, mogą stać się modlitwą serca. Stopniowo wielość myśli zostaje ograniczona, upraszczają się one i dochodzą do jedności. Wszystkie te formy pomagają nam w odnalezieniu naszej spójności wewnętrznej, która tak często zostaje utracona wskutek licznych roztargnień i pęknięć, wywołanych przez wielość zajęć, a właśnie w modlitwie do Jezusa odnajdują one szczególny punkt odniesienia.
Do życia w pobożności niezbędna jest niejednokrotnie postawa dobrego gniewu. Jeden z Ojców pustyni napisał; „Pośród różnych namiętności istnieje gniew umysłu, który jest zgodny z naturą” /chodzi tu o gniew dobry, gdyż w tradycji greckiej „zgodny z naturą” oznacza „zgodny z wolą Bożą”, tak jak Bóg stworzył rzeczy. „Bez gniewu nie ma w człowieku czystości; inaczej mówiąc: jeśli nie ogarnia go gniew na to wszystko, co nieprzyjaciel zasiewa w człowieku dla jego szkody. Jeśli człowiek toleruje przytłaczający nawał myśli i nie odczuwa tego jako działania nieprzyjaciela – to taki człowiek nie żyje w prawdzie i nigdy nie osiągnie czystości serca”. „Kiedy Hiob spotkał tego nieprzyjaciela, zwymyślał go w swoich przyjaciołach, mówiąc: „Ludzie bez honoru, godni pogardy, pozbawieni jakiejkolwiek wartości, nie uważałem was za godnych przebywać pośród moich psów pasterskich…”
Trzeba więc oburzyć się na to wszystko, co dąży do zniszczenia i do rozproszenia nas; takie oburzenie to sposób osiągania dyscypliny wewnętrznej, dzięki której można żyć również w ciągle zmieniających się wokół nas okolicznościach i pośród zmian dokonujących się w naszym wnętrzu. Trzymając jednak wzrok utkwiony w Jezusie, w Panu, Księciu pokoju, w Tym, który króluje w naszym sercu, przekraczając wszelkie ludzkie ograniczenia. Do takiej pobożności, posłuszeństwa, sprawiedliwości dochodzimy za sprawą Ducha Świętego, dając ze swej strony wysiłek, który winien być długi i zgadzając się na wiele bardzo bolesnych przełomów. Niech Duch Święty udzieli nam tego daru!